Gdy bardzo wczesną wiosną kiełkował w mej głowie plan startów na 2013,to długi sierpniowy weekend na Mazurach w wydaniu Merida Mazovia MTB, był gwoździem programu. Plan, oczywiście ambitny, z każdym kolejnym weekendem sezonu, szczerbił się jak tani chiński wolnobieg, ale dwustart w Orzyszu i Ełku się ostał i zrealizował – na szczęście.
Artur Drzymkowski
Odkąd Cezary Zamana organizuje imprezy w Naszym (Jego i moim) rodzinnym mieście Ełku, stawiam się na starcie prawie zawsze. W zasadzie to od Gwiazdy Mazurskiej w 2007 rozpocząłem swoją historie sportową, usianą jak dotąd wyłącznie przeciętnymi wynikami, zupełnie nie na miarę ambicji;) Ale nic-to w M10 będę siał pogrom!
Orzysz
Do Orzysza docieram o dziwo na czas. Po załatwieniu spraw w biurze zawodów mam jeszcze czas na rozgrzewkę i krótkie uprzejmości ze znajomymi. Reprezentacja Ełku jest mocna i liczna – bardzo mnie to cieszy. Jako że to mój pierwszy start w cyklu w tym roku, pokornie staję w XI sektorze, gdzie niespodziewanie spotykam Znajomą. Małgosia została wciągnięta w jazdę na rowerze przez męża na tak zaawansowany poziom, że w tym roku zaliczyli oboje (między innymi) Brevet 600 – szacunek!!
foto. Zbyszek Kowalski - Jeden z licznych podjazdów |
Od startu zaczynam gonić – niby rozsądek i pulsometr podpowiadają, że w takim tempie to skończę przedwcześnie, ale trudno mi się jest powstrzymać;) Start z samego końca stawki ma tę zaletę, że wyprzedzając kolejnych zawodników pompować można łatwo balon samozadowolenia. A jak powszechnie wiadomo, nadmiernie nadęty balon głosno pęka ;) Spiker na starcie ostrzegał przed piaskami na początku trasy. Mi się udaje je dość sprawnie przejechać dzięki 29” lub ominąć. Trasa jest ogólnie bardzo fajna, interwałowa, prowadzona leśnymi drogami, przez małe i większe górki. Jeden mocno zryty podjazd musimy pokonać dwukrotnie. Ja, jak wszyscy, z którymi miałem przyjemność to robić, z buta w szczerym słońcu ;)
foto. Zbyszek Kowalski - Jest Moc w Ludziach - Podziwiam! |
foto. Zbyszek Kowalski |
W okolicach połowy dystansu prorocze wskazania pulsometru zaczynają się ucieleśniać. Na ostatnim bufecie ratuję się żelem i batonem. Jest maleńka poprawa. Zaczynają mnie dochodzić zawodnicy, na razie to raczej Ci, który zaliczyli jakieś defekty zaraz po starcie. Na 5 km przed metą zaczynam się szachować z młodym zawodnikiem słusznej postury. Nawzajem się podciągamy. Tuż przed metą jednak nie daję rady dotrzymać koła i finiszujemy na stadionie w dość sporej odległości.
Moja jazda, wyceniona została przez Garmina na 4.4 czyli bardzo dobry trening. Z dobrych rzeczy, jakie mogę powiedzieć o wyniku to: rating 76% i awans do 8 sektora;)
Ełk
W Ełku, Mazovia startuje z reprezentacyjnej promenady malowniczo prowadzącej brzegiem jeziora Ełk oraz mostkiem na rzeką Ełk (nazwa miasta może się utrwalić ;). Z miejsca zakwaterowania na start mam przysłowiowy rzut suchym beretem. W ramach rozgrzewki jadę kawałek trasą, najpierw asfaltem a wracam singlem nad jeziorem. Taki zabieg taktyczny - rozpoznanie, gdyż podczas dotychczasowych startów zawsze tutaj kogoś dochodziłem i próbowałem wyprzedzić;)
VIII sektor startuje dużo mocniej i równiej. W czołówce peletonu jest jednak nerwowo, ktoś wskakuje mi ze swoją kierownicą na moją, szczęśliwie szybko się rozszczepiamy, bo rolowanie ogarnęłoby większą liczbę zawodników. Po chwili podczepiam się pod jakiegoś charta i urywamy się do grupki z wcześniejszego sektora. Po skręcie z asfaltu jest już mniej nerwowo. Po kolejnych łagodnych podjazdach stawka się rozciąga i układa. Trasa prowadzi długim, miejscami piaszczystym, podjazdem w lesie za Mączami, który jest obowiązkową miejscówką treningową lokalesów. Mi powoli udaje się przeskakiwać kolejnych zawodników.
Po zjeździe na Fita, tłum się rozrzedza. Dochodzi mnie jakiś zawodnik i razem w dobrym tempie łykamy kilometry i konkurentów. Na singlu nad jeziorem Lipińskim zwalniamy po dojściu stawki.Jest miejscami dość wąsko, a ściezka prowadzi po szczycie skarpy.
Za bufetem trasa prowadzi znowu leśnymi drogami, więc udaje mi się minąć kolejnych zawodników. Na którymś z asfaltowych podjazdów, dochodzę Darka z Crazy Racing Team, który jest autorem bardzo fajnego filmu z Mazovii 12h z moim udziałem w końcowej części. Teraz też kręci i to na dwie kamery. Z niecierpliwością czekam na premierę z nadzieją że również załapię się w kadr ;)
Jedzie mi się nadspodziewanie dobrze. Końcówkę trasy znam na tyle dobrze, że okolicach Szarek w moim organizmie budzi się instynkt starego konia czującego stajnię;). Organizatorzy zdecydowali się żeby po kilku latach omijania, tego lata poprowadzić Mega przez Bunelkę. Jestem na tyle ujechany, że nie mam złudzeń co do swoich szans na podjechanie, mimo że podjazd troszeczkę próbuje trawersować. Dla swojego usprawiedliwienia zdjęcia ukazują że i czołówka zdecydowała się w tym miejscu na lekkie rozciąganie łydek;)
foto. Zbyszek Kowalski - Atak na Bunelke |
Na szczyt dopycham jako pierwszy i z marszu zjeżdżam. Zjazd prowadzi singlem przez zagajnik, ścieżką zrytą poprzecznymi bruzdami, a kończy się półmetrowym uskokiem. Na szutrowej drodze zaczynam gonić. Do skrętu udaje mi się dojść dwóch zawodników. Na asfalcie w Chruścielach, w oddali widzę kolejnych dwóch. Mimo że jest lekko w dół nie daję rady ich złapać przez singlem nad jeziorem. Cień i chłód jeziora dają wytchnienie. Z bukłaka już chyba nic nie wyssę – 3 litry na 2,5 godziny – nieźle. Wypatrzonych zawodników udaje mi się dojść. Pierwszego mijam na kawałku szerszego singla. Drugiego już na ulicy Zamkowej. Na asfalcie zaczynam finiszować. Urywam z koła wyprzedzonego zawodnika i wpadam na promenadę. Na mostku przez rzekę dopada mnie skurcz uda. Chyba tak tylko dla dramaturgii;) Na szczęście mam sporą przewagę i nikogo do wyprzedzenia, więc udaje mi się dojechać do mety. Akutar w momencie gdy Pani Kasia, jak mityczny Atlas, podtrzymywała opadającą metę;)
Znowu mam około 30 minut straty do zwycięzcy z mojej kategorii. Nagroda pocieszenia to „awans” do czwartego sektora i rating 80%;)
Ogólnie spuentuję to tegorocznym mottem naszego teamu – „wstydu nie było”. Z udziału jestem bardzo zadowolony (baron Pierre’a de Coubertin byłby ze mnie zadowolony), z wyników sportowych tradycyjnie mniej. Oczywiście za rok będzie lepiej! Bo na trzydniówkę Mazurską stawię się z pewnością.