Po niezbyt udanych zawodach w Zdzieszowicach postanowiliśmy z Jacem powalczyć w Złotym Stoku na II edycji Mtb Marathon Grzegorza Golonko. Do miasteczka położonego u krańca Gór Złotych dotarliśmy wcześnie po godzinie 8, na szczęście przywitało nas słońce, co przełożyło się na dobre humory
Dawid Chmielewski
Szybka rejstracja, ostatnie poprawki rowerów, rozgrzewka i meldujemy się w swoich sektorach. Jacek dostał 2. sektor, ja nie mam tak miło - ostatni 4. sektor z racji mojego pierwszego startu w Mtb Marathon.
5 minut do startu! Jeszcze chwila i ruszamy. Rozglądam się po uczestnikach, dopatrując się kilku rasowych 29-erów. 1 minuta do startu! Ostatnie sprawdzenie ciśnienia opon, hamulców, siodełka. Serce bije coraz mocniej. W głowie szybko przelatuje myśl "60 open i będę w pełni urobiony".10...3,2,1 start!
Poszło...sznur ponad 170 zawodników ruszył za czarnym Nissanem Navarą asfaltem z dużą prędkością. Na początek długi szutrowy podjazd, który skutecznie rozciągnął cały peleton, po 20 minutach kręcenia młynkiem krótki zjazd i znów walka z grawitacją. Potem w nagrodę zjazd pięknym, lecz wymagającym singletrackiem po korzeniach przeplatającymi się z kamieniami. Pierwszy bufet omijam, następne trzy odwiedzam już z otwartą buzią niczym karp prosząc o zalanie bidonów i kilka owoców. Ruszam dalej ciagle prześladujące slupki, mocne słońce zaczynają działać na psychike. W miedzy czasie słyszę od pewnej miłej pani, że jestem około 45. open. Mocno podbudowany postanawiam mocniej naciskać na podjazdach i zjazdach, starając się trzymać równe tempo. Po 15 minutach doganiam grupkę 5 zawodników z GiGa, mijam i jadę dalej. Zajeżdżam szybciutko do ostatniego bufetu. Owoc, bidon wody i mknę do mety, ile sił w nogach. Ostatni długi podjazd pod Borówkowa daje już we znaki, w nogac blisko 4h kręcenia, ale walczę do końca mijając cały czas ludzi z MEGA. Ostatni odcinek podjazdu kończy sie bardzo ostrym nachyleniem, co w ogóle mnie już demotywuje - zsiadam z roweru, prowadząc go przez 30m. Patrzę już błagalnie na nogi, w końcu docieram na bardziej wypłaszczoną szutrówkę...Po 2 minutach wdrapuję się na szczyt Borówkowej, kilka głębokich oddechów i zaczynam się przymierzać do długiego zjazdu do mety, parę łyków wody i zaczynam dokręcać, ile fabryka dała. Po chwili mijam tabliczkę - 5 KM DO METY - to był chyba jeden z najszczęśliwszych momentów na trasie.
Wjeżdzam na metę, od razu zostaję obdarowany kuponem na jedzonko. Widzę Jacka. Podjeżdżam do niego, pytam jak mu poszło. W międzyczasie myję rower. W wielkiej euforii wymieniamy się spostrzeżeniami na temat najlepszych, najtrudniejszych odcinków trasy, nie zważając na wyniki, które zostały już podane...Szybko podchodzimy pod campera, na którym widnieje biała kartka z wynikami...Jaco 24. open. Ja z nieGrabkowym czasem 4h36min 12 miejsc za nim, a więc plan wykonany!
Szczęśliwi kierujemy się w stronę samochodu, po drodze doprowadzamy swoje nogi,ręcę i twarz do stanu czystości...Pakujemy rowery na dach i kierujemy się w stronę Gliwic przez całą drogę wymieniając wrażenia z tej pięknej trasy,która może nie była wymagająca technicznie, ale 80km i 2700m przewyższeń sprawiło, iż trochę potu na trasie zostało.Nie mineła godzina podróży a ja już myślałem: Jak będzie wyglądać Wałbrzych? Będzie bardziej technicznie?
Po chwili zamyślenia przypomniało mi się, że za tydzień 12.05 odbywają się kolejne zawody z serii Bike Maraton w Wieluniu. Dla odmiany będzie płasko,szybko i mocno,
Do Zobaczenia na trasie....