Jeśli wydawało Wam się, że już wszystko widzieliście i nic nie jest Was w stanie zaskoczyć w rowerowej ofercie, to myślę, że jesteście w błędzie. Tak...Towarzyszu Śliski...jesteście w błędzie. Otóż Islandczycy właśnie pokazali, że widelec w 29erze może być dziełem sztuki nowoczesnej i przedmiotem futurologii stosowanej.
Michał Śmieszek
Nie pytajcie jak pozytywnie zakręcony umysł stworzył to cudo. Grunt, że działa, wygląda obłędnie, a przede wszystkim urzeczywistnia marzenia wielu kolarzy o sztućcu amortyzowanym ważącym poniżej 1 kilograma. Powiecie, że nie oni pierwsi...no racja. ale w takiej formie pomysł pary wyspiarzy zasługuje na wielkie, całkiem polsko języczne "Wow"!
Otóż pewnego dnia roku pańskiego 2010, dwóch kumpli - Benedikt Skulason i niejaki Gudberg Bjornsson, spotkało się przy tradycyjnym islandzkim drinku. Pierwszy jest specjalistą tworzącym wysokiej jakości protezy z włókna węglowego i tworzyw sztucznych, drugi zaś zajmuje się zawodowo wzornictwem przemysłowy. Panowie dzielą wspólną pasję do jednośladów napędzanych siłą ludzkich mięśni. Od słowa do słowa okazało się, że obaj pragną połączyć prostotę i efektywność sztywnego widelca z komfortem i kontrolą, jaką daje jednak amortyzator.
No i tak w 2011 powstał prototypowy Lauf Trail Racer 29er. Przez następny rok projekt był dopracowywany po to, aby w czerwcu 2013 wygrać pierwsze zawody XC! Zaglądamy w specyfikację techniczną i od razu wpada w oko niesamowity skok modelu Trail Racer - całe 60mm skoku. Przypominają się lata 90-te, Judy XC, RST Mozo PRO, itp. Cha cha cha....WTF! Tyle to mają widelce crossowe, a nie rasowe XC, gdzie standardem jest dziś minimum 80mm ugięcia. A jednak, po chwili głębszego namysłu można dojść do wniosku, że te sześć centymetrów w zupełności wystarczy na łatwe technicznie trasy, gdzie liczy się przede wszystkim silna noga, a nie umiejętności techniczne. Poza tym, "prosi" dropa zrobią nawet na sztywnej hulajnodze.
Uśmiech ironii znika równie szybko jak się pojawia, gdy widzimy nie tylko specyfikację techniczną, lecz cały amortyzator....o pardon....cholera, właściwie to trudno jednoznacznie określić, co to dokładnie jest.
Otóż unikalny system zawieszenia opiera się na zestawie trzech resorów, do których przypięte są gniazda sztywnej osi 15QR oraz hamulca tarczowego. Wygląda to tak, jak gdyby prawa i lewa strona była zawieszona w przestrzeni. W przeciwieństwie do tradycyjnego rozwiązania, sprężyny nie dotykają się w żadnym punkcie, przez co ruch jest bardzo płynny. Być może najciekawszą rzeczą jest, iż płaty każdego resora zostały wykonane z włókien węglowych...i to tych z gatunku niedostępnych a fabryce Hong-FU wujka Woo.
Resorowane płaty wklejone są w specjalnie przygotowane "kieszenie" na głównych lagach widelca.. Od razu zaspokoję waszą ciekawość - goście z Lauf przetestowali widelec pod kątem zmęczenia materiału. Po 140.000 uderzeń elementy zawieszenia nie noszą najmniejszych śladów zużycia. Ponoć taki przebieg, to około 5 lat użytkowania.
Jedno z pierwszych pytań jakie zadają ludzie to sztywność układu, która w tym przypadku wydaje się być dyskusyjna. Jednak konstruktorzy choć trochę rozwiewają nasze wątpliwości. Każdy z trzech elementów będący "wydmuszką" monocoque został uszyty ze średnio modułowych włókien ułożonych pod ściśle określonym kątem, tak aby stworzyć sztywną podstawę. Płaty wraz modułami sztywnej osi i Post Mount, to zaledwie 255g masy nieresorowanej. Lauf chwali się, że połączenie wyjątkowo niskiej masy i beztarciowej amortyzacji owocuje wyjątkową czułością na małe nierówności i progresywno-linearną charakterystyką ugięcia.
Swoją drogą owe ugięcie także jest wyjątkowo specyficzne. W pierwszej fazie koło "cofa się do tyłu" i dopiero, gdy resory wygną się w "S" skok jest bardziej linearny w płaszczyźnie pionowej.
{youtube}QihCNAvtYfo{/youtube}
{youtube}rES7QtKm1h0{/youtube}
Amortyzatory Lauf dostępne są aż w sześciu kolorach: czarnym, niebieskim, czerwonym, zielonym, białym i czarno-białym. Cena tego cuda jest na razie taką samą tajemnicą jak geniusz jego twórcy. Wiadomo, że "seryjna produkcja" ruszy w 2014, a sztuciec będzie objęty pięcioletnią gwarancją dla pierwszego właściciela.
Produkt z Islandii raczej nigdy nie trafi do wielkiej sprzedaży, lecz raczej stanie się butikowym towarem obecnym w rowerach na zamówienie. Niemniej pomysł jest z pewnością godny uwagi, zwłaszcza w kontekście możliwości dzisiejszej technologii. Być może któraś z wielkich firm podchwyci pomysł i zaprosi firmę z Reykjaviku do szerszej współpracy. Życzymy powodzenia!
(Info and photo: www.bikerumour.com)