Temat siodełek jest niezwykle trudny, bo do teorii o gustach i guścikach dochodzi jeszcze anatomia i nieuchwytne ‘to coś’. Pisanie testu takiego komponentu to proszenie się o lincz, bo zawsze znajdzie się ktoś o zupełnie przeciwstawnym zdaniu. No, prawie zawsze
Mateusz Nabiałczyk
Na pytanie, jakie wygodne siodełko osobie, która dużo jeździ, długo się nie zastanawiam – Specialized Phenom. Dlaczego? Otwór jest, neutralny kształt, ani to deska, ani kanapa, no i rasowo wygląda. Do tego 3 różne szerokości (130, 143 i 155mm), kilka wersji i nie sposób się dziwić, że najgorsza z ocen, jakie usłyszałem to „całkiem fajne”.
Okazuje się, ze Specialized doszedł do wniosku, że wcale nie taki ideał i postanowił wprowadzić kolejne zmiany – nos będzie krótszy, a całość lżejsza i pokryta bardziej śliskim materiałem.
Jako użytkownik 1. i 2. wersji Phenoma (obecnie w obu rowerach) przychylam się do wprowadzonych zmian, choć 250g na tytanowych prętach trudno uznać za nadwagę wymagającą radykalnych cięć – producent enigmatycznie chwali się, że topowa wersja na karbonowych prętach i skorupie nieznacznie przekroczy 100g. Jeśli ucierpieć miałaby na tym sztywność, zwiększyć się podatność na uszkodzenia mechaniczne i łapanie luzów, to lepiej dorzucić te 50g...albo samemu schudnąć do 75kg. Natomiast mniej chropowate poszycie to kwestia mocno sporna, zależna od spodenek, w jakich śmigamy.
Niemal pewnym jest, iż siodło dalej będę mógł polecać, bez wahania sięgnę po nie, gdy moje obecne się zużyją, szkoda tylko, że jakość tak słono kosztuje…zapewne nie mniej, niż obecne.