Obecnie może już nie, ale jeszcze dwa lata temu z pewnością wielu polskich posiadaczy maszyn na kołach 29" żyło w poczuciu, że mają coś wyjątkowego, unikatowego, a jak ktoś na ulicy z ciekawości ich zaczepił, to momentalnie zamieniali się w naukowców kinetyków-biomechaników i leciały wersy pieśni pochwalnej na cześć 29erów...
Mateusz Nabiałczyk
Pewnie mało kto się do tego przyzna, ale nie raz będąc bez roweru podpuszczałem świeżo zajaranych ninerowców i zapewniam, że właśnie taki szedł scenariusz...zawsze. I wiecie co? Nie dziwię się, nie krytykuje, ale czemże to wszystko wobec wytworów pana o dość sławnym nazwisku Zinn. Większość pewnie kojarzy go z jakąś książką, pewnie o serwisowaniu roweru, ale mało kto wie, że również struga własne rowery, również te na 29" kołach.
Śmigać na customie sygnowanym taaakim nazwiskiem - to jest coś. Wg mnie nawet więcej, niż np. pana Fishera i nie chodzi mi o skalę produkcji przekładającą się za brak wyjątkowości, ale raczej fakt, że nawet moi znajomi nie posiadający jakiegokolwiek roweru wiedzą coś o tym człowieku. A tu mamy zależność - albo siedzisz w temacie i prychasz uznaniem, albo żyjesz w błogiej nieświadomości.
Zastanawiam się tylko jak te wszystkie piękne słowa wypadną na tle projektów zrealizowanych w manufakturze Zinna...
Nie będę komentować, mam nadzieję, że sami wyrazicie swoje zdanie, co o tym myślicie. Zasugeruję tylko, aby zwrócić uwagę nie tylko na niecodzienne proporcje, ale i kąty.
Rozmiarówka iście amerykańska, ceny również XXXL - najtańsza rama to wydatek ok 7 000 PLN, najdroższa niemal 20 tysiaków! Chętni?