Kolejna edycja Mistrzostw Świata MTB w Nowym Mestie nad Morawą okazała się być wyjątkowa także z powodu prezentacji sprzętu na którym ściga się światowa czołówka. W oko wpadło kilk maszyn, między innymi nowy Stöckli Beryll RSC należący do Jolandy Neff...
Michał Śmieszek
Tak, tak to nie błąd w tytule. Stöckli, to ta sama firma, która struga w przerwie zimowej (dla niektórych kolarzy) jedne z lepszych boazerii dla rasowych narciarzy i kojarzona jest głównie jako producent sprzętu zimowego. Tymczasem Szwajcarzy dziergają równie udane jednoślady. W tym roku w ofercie królują głównie modele 27.5 przeznaczone dla chłopców i dziewcząt, ale miłośnicy wielkich kółek także nie mają co narzekać, tym bardziej, że obecna Mistrzyni Świata U23 ściga się właśnie na tytułowym, flagowym 29erze - Beryll RSC
żródło: www.bikerumor.com |
W najnowszej edycji topowego ścigacza zmieniono parę elementów, tak aby sprzęcior był jeszcze bardziej wyżyłowany i ścigancki niz do tej pory. Zespół projektantów wziął się do roboty i przeprojektował przede wszystkim tylny trójkąt ramy. Kuracji cieniującej poddano górne widełki, które obecnie są cienkie jak patyczki, za to oferują "naturalną" amortyzacaję bez uszczerbku na sztywności bocznej i pionowej. Zdaniem mądrych głów, Berryl RSC sprosta najtrudniejszym trasom XC Pucharu Świata. A jak wiadomo, te co raz częściej przypominają trasy Enduro.
Karbonowy szkielet w rozmiarze S, na którym brylowała Jolanda w Novym Meste waży niecały kilogram. Do jego budowy Stöckli stosuje tzw wysoko modułowe włókna, co samo w sobie nie jest odkryciem Ameryki. Natomiast producent twierdzi, że tkanina "TexTreme Carbon" użyta w Beryllu RSC jest o 20% lżejsza od referencyjnej, węglowej dzianiny.
źródło:www.bikerumor.com |
O tym, że Stöckli nie zamawia ram na otwartym rynku, świadczą rzadziej spotykane profile głównych elementów ramy. Wszystkie przewody ukryto wewnątrz ramy, aby szwajcarski zegarek wyglądał elegancko na zwycięskiej dłoni. Naturalnie, Beryll RSC wyposażony jest także w niemal pełen zestaw technologicznych rozwiązań stosowanych w wyczynowych konstrukcjach. Wyjątkiem jest brak mocowania DM przedniej przerzutki, ale to akurat da się przeżyć. O wiele ważniejszym elementem jest jednak geometria roweru - to dzięki niej sprzęt jest wyczynowy lub "prawie wyczynowy".
Stöckli wykorzystało sprawdzone w bojach parametry i nie kombinowało z dziwnymi ustawieniami. Krótkie widły, niezbyt długa, ale nie za krótka górna rura w połączeniu z "tradycyjnymi", wyostrzonymi kątami ramy przynoszą zamierzony efekt - zwycięstwo na mecie, lub co najmniej dobry wynik...
Topowy RSC uzbrojono w wyborowe komponenty. Podstawą jest grupa XTR 2x11 (kaseta 11-40) - przy czym Jolanda ma elektroniczną wersję, zaś dla zwykłych ludzi Szwajcarzy oferują mechaniczną odmianę (za drobną dopłatą można zrobić sobie upgrade). Podobnie jest z pozostałymi komponentami. Dla przykładu, podczas imprezy na Morawach zespół fabryczny ścigał się na nieoznakowanych, nowych kołach testowych Shimano, ale normalnie Beryll RSC wyposażony jest w koła No Tubes ZTR Crest i toczy się na sprawdzonych oponach Schwalbe Rocket Ron. Kokpit Stöckli to zestaw sygnowany logiem Ritcheya - najwyższej klasyfikowana linia WCS 4-axis. Wyjątek stanowi węglowa sztyca "produkcji własnej" - Flex Post. Ponoć integralna część systemu amortyzacji "by Stöckli.
Za aktywną amortyzację odpowiedzialny jest sztuciec Fox 32 CTD Factory. Fabryczna wersja Beryll RSC waży zaledwie 8.9kg.
Warto nadmienić, że w katalogu Stöckli znajdziecie jeszcze dwa, skromniej wyposażone Berylle - model RS i S. Szkielet jest dokładnie ten sam, co wyżej opisany, jednak osprzęt jest wyraźnie mniej "świecznikowy", co nie znaczy, że słaby (ja bym sobie taki życzył w swoim 29erze). Ceny...no cóż za wyjątkowość się płaci. Sklepowa wersja Beryll RSC to wydatek niemal 5000 CHF...i to już po obniżce cenowej z 6500CHF. "Atrakcyjniejsze" cenowo wypadają modele RS i S - odpowiednio 3990CHF i 2790CHF. Konkurencja potrafi więcej za te pieniądze, ale tu nie płaci się za osprzęt.
Jeśli sztywnoogonowe zabawki z karbonu nudzą Was aż do bóu brzucha, to być może zainteresujecie się w pełni zawieszoną konstrukcją Morion 975. Co w niej takiego "niesamowitego"? Otóż inżynierowe Stöckli postanowili połączyć tu dwa światy - Wielkiego i Średniego Koła! Tak, tak, to nie żart. Z tyłu wciśnięto mniejszy kapeć 650B, zaś z przodu jedyny słuszny rozmiar 29. W teorii, tak zestawiony rower ma znacznie lepszą dynamikę, przyspieszenie oraz skrętność - dzięki obecności "mniejszego" koła z tyłu. Większy przód odpowiada za stabilność na zjazdach, trakcję i efektywne przetaczanie się przez nierówności.
System amortyzacji wykorzystuje sprawdzony patent - oprócz klasycznego tłumika w pionowym ułożeniu, pozbyto się jednego punktu obrotu umiejscowionego tuż przy tylnej, sztywnej osi. Tym samym mamy do dyspozycji naturalną sprężystość tylnych, górnych widełek z karbonu, lub po szwajcarskiemu: "Flex Pivot Point. Tak skomponowana zawiecha nie ma za wiele skoku - zaledwie 100/110m, o czyni Moriona typowym fullem do maratonów i na lekkie górskie wyrypy.
Rama została wydziergana z tej samej tkaniny co sztywny brat i posiada w sumie dokładnie te same smaczki - krótko mówiąc nowoczesna konstrukcja na miarę czasów w jakich kręcimy. Geometrycznie Morion nie jest jakimś super ewenementem. Wydaje się, że przy mniejszym kole z tyłu można było pokusić się o jeszcze krótszy tył. Z drugiej jednak strony obecnie można się pokusić o wciśnięcie dużego koła w miejsce średniaka.
Osprzęt, jaki znajdziemy na pokładzie fulla Stöckli to powielenie schematu opisanego wyżej. Króluje FOX, XTR, ZTR, i Ritchey WCS. Za taką przyjemność trzeba jednak wydać niebagatelną kwotę 7000 franków szwajcarskich..uchh....Może by tak kredycik we frankach, ponoć nowy prezydent obiecał dofinansowanie.