Przyznaję się bez bicia, że często piszemy o bardzo niszowych markach, a zupełnie zapominamy o kultowych, które nie dość, że produkują rowery dla nas - Kowalskich, to nie rzadko robią to wcale nie gorzej od małych manufaktur. Doświadczenie i tradycja zobowiązuje. Tym razem ten "pech" dotknął legendę - Diamondback.
Michał Śmieszek
Jednak wbrew naszej redakcyjnej "tradycji" temat ugryzę od pupy strony, gdyż istniejącą kolekcję 29erów zostawię sobie i Wam na przyszły deser. Jako danie główne wystąpi zaś sprzęt, który wypłynął w zeszłym roku podczas targów Interbike, ale dopiero teraz miał swoją oficjalną premierę na Sea Otter Classic. Pinkbike właśnie pokazał jego zdjęcia.
Mowa oczywiście o 29erze do szaleństw, dirt'ówce z prawdziwego zdarzenia, którą pierwotnie Diamondback ochrzcił imieniem Dixon (foto niżej)
Ta nazwa nie przetrwała konfrontacji z prawem i amerykańską poprawnością polityczną, dlatego od dziś nowy 29er zwie się Mason (DeVinci ma już rower o takiej samej nazwie). Gdyby puścić wodze fantazji, można by doszukać się konotacji z pewnym znanym onegdaj koszykarzem New York Nicks, Anthony Masonem, który zasłynął z siłowej i brutalnej gry na parkiecie, co doskonale pasuje do charakteru nowego 29era.
Zejdźmy z boiska...z powrotem na szlak pełen kamieni jak telewizory, gdzie lada moment będzie dominował sztywny freeride'owy 29er Diamondback. Jego pierwsza odsłona była postrzegana raczej jak dobry konstruktorski dowcip niż realny projekt. Jak się jednak okazało, setki godzin spędzone na nim, na kanadyjskich north shorach i wyskakane na chopach utwierdziło Jon'a Kennediego, jedną z legend północno-amerykńskiego nurtu FR i menadżera produktu Diamondback, że ten "biznes się opłaci, że będzie z niego forsa a firma nic nie straci". Tak powstał właśnie Mason, sztywny potwór amortyzowany przez sztuciec Fox 34 Talas 29er i jego 140mm (!) skoku. 34mm średnicy golenie gwarantują, że będzie sztywno na technicznych odcinkach i wideł nam się nie złoży w chiński paragraf.
Sercem Masona jest, naturalnie, hardcorowa rama, która posiada pancerne "orurowanie" i obligatoryjnie trapezową/taperowaną/skośną główkę. Ale to nie wszystko, gdyż w takim sprzęcie nie mogło zabraknąć sztywnej osi tylnego koła 142x12 i mocowania ISCG05. Aby taki sprzęt poruszał się z gracją poza głównym szlakiem, główkę ramy ustawiono pod kątem 66.25 stopnia oraz skrócono ogonek do zaledwie 432mm. O masie takich towarów dżentelmeni nie rozmawiają - tu liczy się współczynnik czadu i odporność na zmęczenie, której Masonowi nie brakuje. Achaa...Skok liska będzie można ograniczyć do 110mm "on-the-fly", co umożliwi w miarę komfortowe podjazdy, gdy wyłączą wyciąg.
Diamondback oprócz 140 milimetrowego Talasa oferuje w komplecie jednorzędowe (32T) korby Race Face, napęd Sram X9 w opcji 1x10, regulowaną sztycę podsiodłową i koła WTB 23R TSC. Dzięki obecności mocowania przedniej przerzutki "direct mount" istnieje możliwość montażu napędu 2x10. Za taką przyjemność trza będzie zapłacić 2500 USD. Funbike będzie dostępny w czterech rozmiarach: S, M, L, XL. Jeśli ktoś już teraz sobie winszuje, to musi zacisnąć zwieracze i poczekać aż do lata, kiedy to pojawią się pierwsze fabryczne sztuki.
Nadal macie wątpliwości, w jakim kierunku zmierzają konstrukcje 29 calowe? Diamondback Mason pokazuje dobitnie, że 29ery już dawno wyszły poza sferę maratonów i AM. Czas na ostrą zabawę Panie i Panowie!
(foto&info: Pinkbike.com, Bikerumour.com)