Wszyscy mają myk-myka, mam i ja! Stało się, nakręcony propagandą zakupiłem za ciężkie dolary okazyjnie droppera Rock Shox Reverb, czyli wręcz już "kultową" sztycę. Byłem naprawdę ciekaw, czy faktycznie "fejm" jakim obrosła, jest prawdziwy, czy też sztucznie nakręcony przez Internety.
Michał Śmieszek
Wiele się pisze ostatnimi czasy o zasadności posiadania myk-myka nie tylko w rowerach stricte grawitacyjnych - tam są obowiązkowe, ale też w zwykłych jednośladach do XC. Dla jednych to całkowicie przerost formy nad treścią, dla drugich punkt na liście "zastanawiam się", dla pozostałych to..."must have" lub już "nie-mogę-bez-Ciebie-żyć". Osobiście przeszedłem przez wszystkie te etapy i całkowicie podpisuję się pod zdaniem, że w nosie mam te paręset gram więcej, gdyż w zamian mam bezpieczeństwo, kontrolę nad rowerem i jeszcze większy "fun" z jazdy.
Dla malkontentów, wyższa masa też już przestaje być punktem spornym, bo na scenie XC pojawiły się sztyce myk-myk z karbonu, ultra lekkie. Można? Można, jeśli tylko skarbonka jest odpowiednio zasobna. Dla pozostałej gawiedzi pozostaje cała gama dropperów - mechanicznych, hydraulicznych, z wewnętrznym prowadzeniem przewodów/cięgien (twz. "stealth) lub zewnętrznym, gdy rama nie ma odpowiednich gniazd. Tylko co wybrać, bo oferta jest naprawdę przebogata. Gorzej niestety z jakością, bo wbrew pozorom taki "dropper" to skomplikowane ustrojstwo, do tego obciążone niemiłosiernie przez nasze dupska i "wspomagane" tym co leci spod kół.
Zatem, szykując się do zakupu mojego pierwszego droppera przeszukałem fora Internetowe i cenione blogi. Opinii jest multum, choć łączy je generalnie jedno (z rzadkimi wyjątkami) - dostajesz tyle ile zapłacisz. Dotyczy to zarówno funkcjonalności jak też jakości opuszczanych sztyc. Wertując te opinie ostateczny wybór padł na jeden z najpopularniejszych modeli i teoretycznie jeden z wyżej stojących w rankingach. To tytułowy Rock Shox Reverb, edycja 2017.
Rock Shox bardzo poważnie podchodzi do swoich produktów - to już wiemy nie od dziś. Reverb jest tego wyraźnym dowodem, produkowany od wielu lat, przechodził kilka aktualizacji, bo nic tak dobrze nie weryfikuje jakości jak sami użytkownicy. Bardzo poważny upgrade wnętrzności modelu Reverb miał miejsce w sezonie 2016, kiedy w końcu dział rozwoju produktu zdecydował się na wymianę bebechów, co miało znacząco wpłynąć na kulturę pracy a przede wszystkim na trwałość skomplikowanej konstrukcji. Jak napisałem wcześniej - droppery to jedne z bardziej awaryjnych komponentów, zwłaszcza gdy stosowane w praktyce interwały są równe tym z przednich amortyzatorów. O ile odpowietrzanie Reverb jest dziecinnie proste, to tzw. "odbudowę" lepiej zlecić sobie znanym ekspertom, niż samemu bawić się w mechanika - amatora.
Do pracy zaprzęgnięto firmę SKF - producenta najwyższej klasy elementów łożyskowanych i uszczelnień. Przeprojektowano całkowicie wnętrze - SKF zaprojektował nową głowicę i uszczelki. Efektem tej "reanimacji" jest brak pompowania droppera oraz płynniejsza praca również w temperaturze znacznie poniżej zera. "Roboczy" luz jak był tak też pozostał...według zapewnień ma się nie powiększać. Inżynierowie zwiększyli także szybkość powrotu sztycy - ten element można nadal kontrolować baryłką zaworu przy hydraulicznej manetce. Zewnętrznie różnic nie uświadczycie. Nowsze modele mają ponoć złoty napis przy głowicy jarzma siodła. Mój model ma srebrny.
Ja wybrałem wersję standardową o skoku 125mm uznając, że do moich wyczynów XC to będzie dobry wybór. Niemniej warto wiedzieć, że jest też model 100mm oraz dwa przeznaczone dla większych misiów i tych mających cohones wielkości strusich jaj - 150mm i aż 170mm. Długość przewodu hydraulicznego 1.5m, są wersje z dłuższą "rurką".
Marzyła mi się wersja "stealth" ale niestety mój rumak nie posiada odpowiednich gniazd a nawet przelotek, dlatego mam opcję "standard" z zewnętrznym prowadzeniem hydrauliki. Sztyca ma długość całkowitą 380mm, co z początku budziło moje obawy - przyzwyczajony jestem do sztyc 400mm, ale w praktyce okazało się całkowicie wystarczające.
Waga kompletnego wspornika to 546g. Nie jest to przesadnie dużo, w kontekście rowerów AM/Trail/Enduro. Dla większości krosiarzy i golinogów to jednakże masakra. Coś za coś...
Reverb już w pudełku robi bardzo dobre wrażenie - zwłaszcza oksydowana czerń. Jeśli dodacie do tego porządny komplet do odpowietrzania, to banan na twarzy murowany. Każdy widoczny element sztycy jest dobrze spasowany - do nowego nie można się przyczepić. Hydrauliczna manetka, to największa niewiadoma - z nią nie miałem dotychczas kontaktu. A tu bywa różnie, nawet u takiego tuza jak Rock Shox. Za moment życie zweryfikuje moje obawy.
Nie będę ściemniał - fulla nie posiadam (jeszcze), zatem Reverb trafił do...nie, nie do 29era jak kazałby rozsądek, ale wyjątkowo do tłuściocha, na którym obecnie częściej się poruszam. Być może powinienem zatem ten test zamieścić na naszej stronie Fatbike.com.pl, ale jednak na Team29er mamy więcej odsłon...taki lajf :) :).
Montaż okazał się banalnie prosty. Jarzmo siodełka jest solidne i proste w regulacji - dwie śruby inbusowe. Wyzwaniem stał się montaż przewodu hydraulicznego. Okazało się jednak, że 1500mm starczy "na styk" do sztywnej ramy 19" i szerokiej, prostej kierownicy 740mm. Jestem przekonany, że ramy amortyzowane będą wymagały dłuższego przewodu. Decydując się na zakup RS Reverb należy wcześniej wybrać sposób mocowania manetki, tj po prawej lub po lewej stronie kierownicy. Ja wybrałem prawą, ale ostatecznie manetka znalazła się po przeciwnej stronie - wygląda to może "średnio na jeża", ale działa i już!
Jak już wcześniej napisałem, Reverb posiada fabryczny luz boczny, jest on naprawdę minimalny i praktycznie niewyczuwalny podczas jazdy. Tego się spodziewałem, więc z bólem serca, ale nie mogę krytykować myśli technicznej producenta - tak ma być!
"Góra-dół, góra-dół...aż się zrzygam"
To finał jednego nieprzyzwoitego dowcipu dla dorosłych, ale też skutek posiadania Rock Shox Reverb, zwłaszcza gdy się go już ma na stałe w rowerze, a użytkownik czuje się jak po "pierwszym razie". Radość i apetyt na więcej rośnie geometrycznie. :) :). Debiut sztycy Reverb przypadł na Monteria FatBike Race. Było błoto, był śnieg i względnie niska temperatura - idealne warunki na pierwsze szlify. Co ja będę udziwniał - praca Reverba, to bajka. Bezstopniowa regulacja wysokości sztycy to naprawdę piękna rzecz. To co jednak najbardziej wzbudziło mój entuzjazm to kultura pracy. Wiadomo, sztyca nowa, więc trudno oczekiwać zdarzeń niepożądanych, ale Internety podtykały wcześniej różne opinie.
Zaskoczyło mnie jedynie delikatne trzeszczenie, które pojawiło się pod koniec wyścigu. Siodełko siedzi niby sztywno a jednak całość "czeszczy". I co? I szewc w dziurawych butach i na pstrym koniu jeździ! Czyszczenie i dokręcenie śrub uciszyło Reverb'a. Ufff...serce z ulgą odetchnęło.
Minął miesiąc...na konto wpadło 400km, w tym połowa w terenie i do tego w mocno ujemnej temperaturze. Jak sprawuje się Reverb? Dokładnie według oczekiwań - naduszenie guzika powoduje opuszczenie sztycy, a jego ponowne wciśnięcie powrót do pozycji wyjściowej. Aby jednak układ działał właściwie, szczególnie w okolicach -10 stopni Celsjusza, należy dbać o wymaganą ilość wiatru - tj 250PSI. Należy również zauważyć, że niska temperatura spowalnia powrót, ale nadal Reverb działa - to jest moim zdaniem duuży plus - nie słychać jedynie charakterystycznego "klang", gdy wysunięcie osiąga pułap wyjściowy. Dobrą wiadomością, zwłaszcza dla tatusiów z brzuszkiem jest niepowiększający się luz roboczy. Nie mam jednak złudzeń, że prędzej niż później i tak będzie trzeba zmierzyć się z reanimacją ślizgów oraz być może również przewodu hydraulicznego. Obecnie to jedyny element, o który się martwię. Dlaczego? Otóż w najniższym położeniu, wygina się on mocno przy jarzmie, czego niestety nie jestem w stanie obejść - taki urok przewodów prowadzonych na zewnątrz i konstrukcji ramy.
Użytkując dropper'a od Rock Shox należy pamiętać o tym aby nie podnosić roweru za siodełko w momencie, gdy goleń sztycy jest opuszczona. Być może za pierwszym razem nie, ale po kilku takich "operacjach" Reverb może stać bardzo drogą sztycą amortyzowaną, a wycieczka do serwisu będzie nieunikniona.
Dzisiejszy test, to dopiero początek drogi przez mękę jaką codziennie będzie przechodzić mój Reverb. Możecie się spodziewać kolejnych jego aktualizacji. Tymczasem Rock Shox rządzi i nawet ja po tak krótkim obcowaniu z nim nie dziwię się, że jest jedną z częściej montowanych sztyc w rowerach MTB. Gdyby tylko cena była równie atrakcyjna co sam produkt. W polskie dystrybucji to wydatek rzędu 1800PLN, ale od czasu do czasu trafiają się wyprzedaże i promocje - ja właśnie na takową trafiłem. Brawo Ja!