Rok temu miałem okazję testować podstawowy model aluminiowego Podiuma 29. Koła wołały o pomstę do nieba, rower nie był ani wyjątkowo lekki, ani jednoznacznie piękny. Niemniej po dwóch tygodniach nie mogłem się pogodzić z myślą, że czas się rozstać
Mateusz Nabiałczyk
W międzyczasie przydrążyłem temat i okazało się, iż w sezonie 2013 ofertę poszerzy węglowa wersja o wyglądzie znanym już z modelu 26”. Gdy zobaczyłem na żywo czerwoną sztukę Mariusza Kozaka, powiedziałem w myślach „będziesz moja”.
Mijały miesiące, terminy dostaw się przesuwały, a ja coraz bardziej niecierpliwy czekałem na paczkę z Hiszpanii. Wreszcie nadszedł ten dzień i moim oczom ukazało się biało-niebieskie coś. Niby byłem świadom, jak rama wygląda, bo w międzyczasie analizowałem każdy piksel grafik przedstawiających Podiuma, a mimo to widok zwalił mnie z nóg.
Rama zdecydowanie należy do tych, które albo pokochasz, albo znienawidzisz, ale przejść obok niej obojętnie? To se ne da. Przekroje przedniego trójkąta są po prostu potężne. Amortyzator z lagami 32mm wygląda w niej jak, mający ponad dekadę, standard 28mm. Przetłoczenia, kształty...możnaby o tym napisać książkę. Oczywiście moje bezwarunkowe ochy i achy są mocno subiektywne, dlatego postaram się przejść do mniej dyskusyjnych kwestii.
Jakość wykonania po prostu kładzie na łopatki. Wszystko wymuskane do granic. Rama nie dość, że posiada anodowane na niebiesko dodatki w postaci zacisku podsiodłowego czy adaptera hamulca 160mm (bezpośrednie mocowanie w ramie pod 140mm), końcówki przewodów przerzutkowych wraz z linerami i zintegrowany mostek z mimośrodem, to jeszcze dostajemy dożywotnią gwarancję i niepisaną pewność, że ten produkt z azjatyckiego katalogu raczej się nie wywodzi. Całość uzbrojono tytanowymi płytkami w okolicach mufy, aby wredny łańcuch krzywdy Mondrakerowi nie zrobił. Jakby tego było mało, na dolnej rurze naklejono folię amortyzującą uderzenia kamieni wylatujących spod przedniego koła. Szkoda, że nie nikt nie poszedł jeszcze o krok dalej w tym rozpieszczaniu i nie pojawił się jakiś wybajerzony protektor na linię łańcucha.
W zestawie miała być również przerzutka przednia, jednakże międzyczas pokazał, iż ostatecznie zdecydowano wycofać się z tego postanowienia. Jest zgrzyt, ale w kwestii drugo, jeśli nie trzecioplanowej.
Na pierwszym jest rama, która wg zapewnień i wstępnych szacunków miała mieć jakieś 1,25kg. Tymczasem opisywany rozmiar L wraz z zaciskiem, linerami i adapterem hamulca srebrne pudełeczko wyceniło na zdecydowanie więcej:
do tego dodajemy mostek...
...i na twarzy maluje się co najmniej zmieszanie. Okazuje się bowiem, że na szali ów zestaw wychodzi niemal identycznie, jak dobre i sztywne aluminium. Zaczynają pojawiać się pytania typu „no i po co?”. Z drugiej jednak strony wszystkie znaki na niebie wkazują, iż rama powinna być niesamowicie sztywna, mocna i w efekcie służyć zgodnie z zamysłem dożywotniej gwarancji. Czy tak będzie? Test i biegnący czas pokażą.
Nim jednak rozpocznie się praktyka, wypadałoby rzucić okiem na geometrię, którą bez większych zmian przeniesiono z poprzedniego roku. Górna rura wydłużyła się o 5mm, kąt główki nieco zmalał, a przemilczana główka ma 120mm. Krótko mówiąc powinno okazać się, że mamy do czynienia z ramą genialną lub przynajmniej świetną. Niestety coraz częściej tabelka tabelką, a odczucia i doświadczenie podpowiadają, że papier dramatycznie potrafi odbiegać od tego, co zrealizowano. Dlatego lepiej zachowawczo wstrzymać się z ostateczną oceną.
W tym przypadku do geo dochodzi jeszcze jeden dodatkowy aspekt, związany bardziej z docelową pozycją na rowerze – zintegrowany mostek. Co prawda posiada on regulację mimośrodową, która pozwala na korekty rzędu 1cm, mnie bez trudu udało się znaleźć swoją pozycję, ale czy tak będzie w przypadku większości nabywców? No nie wiem.
Ostatecznie pozostaje zabawa z doborem kierownicy/wymianą wspornika, ale trzeba przyznać, że będzie z tym dużo więcej zachodu, niż z przełożeniem podkładek nad odwrócony wczesniej mostek. Taka jest cena wyjątkowego wyglądu. Dodatkowo mostek posiada blokadę zapobiegającą uderzeniom kierownicy o ramę poprzez ograniczenie kąta skrętu do około 60*. Dla mnie to za mało, na szczęście bez trudu można ją ‘wyłączyć’ i cieszyć się pełnym zakresem ruchu. Jeśli ktoś boi się o obicia, uspokajam – dość ciasno puszczone z kokpitu przewody sprężyście ograniczą ewentualne konsekwencje...ostatecznie lepiej wyrwać kabel, niż dziabnąć górną rurę.
W trakcie składania roweru zwróciłem uwagę na ciasną, niewiarygodnie wręcz trzymającą wymiar podsiodłówkę, czego pewnym potwierdzeniem jest tylko 1 jej nacięcie. Sztyca Thomsona po wsadzeniu na sucho bez zacisku siedziała tak, że można było podnieść za nią cały rower! Kolejno zastanawiałem się, czy przy tak sensownie pociągniętych linerach jest w ogóle sens zakładać w pełni zamknięty zestaw przerzutkowy Gore Ride-On, ale ostatecznie stwierdziłem, że przecież ten projekt ma być bezkompromisowy.
Same ochy i achy? Niestety. W ramie nie ma zrobionego prowadzenia dla przewodów, co utrudnia trafienie do wylotowej dziury, szczególnie tyczy się to przewodu tylnego hamulca. Oczywiście sprytny patent załatwia sprawę w kilka chwil, ale nie każdy musi go znać, czy też na niego wpaść.
Kolejny zgrzyt miał miejsce podczas montażu kierownicy, a w zasadzie pierścieni mimośrodowych, które na giętą kierownicę raczej nie wejdą bez pozostawienia trwałego śladu. Z płaskimi nie ma problemu. W zasadzie w ogóle nie jest to wadą, bo 99% użytkowników wybierze flata z uwagi na dość wysoką główkę ramy i unoszący się do góry wspornik, niemniej rzetelność ponoć dalej w cenie, zatem piszę.
Co innego z ową regulacją mimośrodem. Akurat mnie jej zakres w zupełności wystarcza, gdyż Podiuma skrojono idealnie na miarę, ale gdy nacięcie pierścienia pokrywa się z gwintem śruby, kierownica mimo dokręcenia potrafi się ruszać. W innych ustawieniach wszystko jest okej, ale potencjalnych nabywców wolę uprzedzić.
Więcej grzechów nie pamiętam, przynajmniej na etapie składania i regulacji. Mondraker potwierdził pierwsze wrażenie dotyczące wyjątkowej precyzji wykonania i dbałości o istotne szczegóły. Przed rozpoczęciem jazd testowo-badawczych czekał jeszcze fitting. Znalezienie optymalnej pozycji było czystą formalnością, niemniej zauważyłem, iż przekrok wcale nie jest tak niski, jakbym sobie tego życzył. Co prawda wystarczający, ale jeśli ktoś, w przeciwieństwie do mnie, lubuje się w relatywnie dużych rozmiarach ram, powinien tej kwestii poświęcić trochę uwagi.
Uff...w końcu przyszedł czas ruszyć w teren! Szersza, niż zwykle kierownica (685mm) potęguje uczucie, że nie jadę na rowerze. To nie jest nawet „wielka kicha”, a czołg, choć na wizus to prędzej hiszpański byk..albo polski żubr. Maszyna wydaje się jakby jeszcze o cal koła większa. Mimo wszystko zupełnie nie czuję tego, aby przyspieszała gorzej, aniżeli przyzwoita kolarzówka, którą męczyłem całą wiosnę. Temat filtrowania nierówności narazie sobie podaruję, bo zamiana opon 25mm na ponad 2x więcej i to bez dętek obiektywnie nakazuje czekać, aż euforia i efekt wow nieco opadną.
Co innego ze sztywnością. W tej kwestii wypowiem się krótko – tak sztywnej ramy jeszcze nie dosiadałem. Karbonowe Spece wymiękają, nawet Giant XTC, który w tej kwestii wręcz mnie poraził chyba trochę bardziej się poddaje. Przyspieszenie jest natychmiastowe, zupełnie jak w szosówce...tylko na sztywnych asfaltowych podjazdach to Mondraker przy podobnym wysiłku jedzie jakieś 15% szybciej, choć to nie jego naturalne środowisko i waży 3kg więcej. Po prostu sam nie wierzę wskazaniom licznika, a najlepsze w tym wszystkim, iż po godzinie jedna z wyświetlanych liczb, a dokładniej kadencja, ciągle oscylowała w okolicach 80obr/min, gdzie moim naturalnym optimum od zawsze był zakres 90-100. Sztywność ramy i jej efektywny transfer energii przy bardziej siłowym kręceniu nie tyle zachęca, co w moim przypadku nakazuje, aby obroty były wolniejsze, ale o większym ładunku.
Pierwsze jazdy odbywały się bez przedniej przerzutki. Jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, iż każdą ze znanych mi rzeźnickich górek w okolicy udaje się zrobić z środkowej tarczy 32T, gdzie na poprzednim rowerze z przodu zawsze zapinałem specjalnie zamontowaną 20T. Silniejszy napewno nie jestem, waga mnie i sprzętu bez zmian. Wytłumaczenie samo ciśnie się na usta, a za nim myśl: ale żeby aż tak? Świadom braku możliwości obniżenia i tak dość wysoko zawieszonego kokpitu bałem się podrywania przedniej osi, niesłusznie. Front siedzi jak przyklejony, chyba zasługa ciężkiego mostka : -D
Z górki po prostu micha się cieszy. Może nie jest to beztroska porównywalna z fullem AM, ale jak na sztywniaka idzie bardzo pewnie. Wrażenia identyczne, jak w przypadku zeszłorocznych zabaw z aluminiową wersją – mogę więcej i szybciej, niż zwykle. Tył zbytnio nie skacze, przód łatwo poderwać. Wyważenie to bardzo mocna strona Mondrakera. Czasami jedynie daje o sobie znać obniżenie mufy o 65mm i osadzenie w niej korby z blatem 44T – zdarzy się zahaczyć tym i owym.
Tylne widełki bez trudu mieszczą balon o realnej szerokości 58mm:
Generalnie sprzęt zbudowany na ramie Podium Pro SL 29 to najlepszy sztywniak, jaki miałem przyjemność męczyć i pisząc to nawet ręka mi nie myślała zadrżeć. Mimo wszystko indywidualizm podkreślany na każdym kroku niesie za sobą też wiele przykrości.
Względnie duży przekrok, mostek narzucający wysokość i oddalenie kokpitu wyraźnie utrudniają dobór ramy, albo inaczej – zacieśniają grono odbiorców. Kolejną wadą jest mała ilość miejsca wewnątrz przedniego trójkąta. Rzecz jasna można uciekać się do rozwiązań typu mniejsze bidony, koszyki z bocznym wsadzaniem, ale w przypadku stosowania klasycznego rozwiązania i dwóch słoików po 0,7L każdy, te opierają się o siebie, a wyciąganie tego spod podsiodłówki sprawia wyraźną trudność...przynajmniej mamy gwarancję, że niczego nie zgubimy.
Podsumowując, dotychczasowe użytkowanie nie wykazało jakichkolwiek „wad ukrytych”. Lakier jest niesamowicie trwały, zresztą takie wrażenie sprawia już na pierwszy rzut oka. Rama urzeka sztywnością mufy, przewidywalnością i pewnością prowadzenia. Jakość wykonania i ogólne wrażenie sprawiają, że za każdym razem, gdy siadam na Mondrakera, mam poczucie posiadania czegoś wyjątkowego, co bez wątpienia wyróżnia się na tle klepanych na jedno i to samo kopyto chińskich gotowców.
Komu polecam? Koneserowi, doświadczonemu bikerowi, który doskonale wie, czego chce. Na pytanie, jakiej ramy potrzebuje, nie wymawia nazwy firmy, bądź modelu, a definiuje swój ideał przy użyciu konkretnych liczb. Jeśli nie czujesz się na siłach, ale jest to miłość od pierwszego wejrzenia, to przynajmniej zatruj głowę sprzedawcy i dokładnie sprawdź, ile zachodu będzie z ustawieniem „twojej” pozycji.