Jako jedna z wielu tub reklamowych polskiej sceny MTB informujemy, że w kończącym się sezonie 2013 słońce miało wielki problem z przedarciem się do naszych źrenic. Barierą do sforsowania były (i są) okulary ROSE. Czy zatem niemieckie akcesoria są równie dobre jak dopracowane rowery oraz ubiór? Po blisko 4 miesiącach intensywnego użytkowania My znamy już odpowiedź na to pytanie.
Michał Śmieszek i Artur Drzymkowski
Przyzwoite "patrzałki", nieodłączny element wyposażenia rowerzysty, są nie tylko gadżetem, za który można dostać +10 punktów do "stylówy", lecz częścią ubioru odpowiadającą bezpośrednio za ochronę naszych oczu. Wy też doskonale o tym wiecie - ludzkie oko to niezwykle delikatne urządzenie, warto o nie dbać - zamienników na razie brak. Kolarze jak mało kto wiedzą (lub powinni) o tym najlepiej. Słońce, wiatr, poranna bryza, małe obiekty latające, gałęzie - to nasza codzienność, która choć pikna, potrafi być bólem w tyłku.
W otaczającej nas rzeczywistości niemal wszystkie firmy produkujące akcesoria rowerowe mają w swojej ofercie specjalistyczne okulary, zaś producenci rowerów chętnie uzupełniają swoją ofertę o ten element przyczepiając doń własne logo. I jedni i drudzy stosują coraz bardziej wysublimowane technologie i materiały, choć należy jasno powiedzieć, że różnice między np. okularami np. RUDY PROJECT, OAKLEY a "ometkowanymi" produktami dla mas nie sprowadzają się jedynie do niższej ceny. Na szczęście, ich jakość i tak jest znacznie wyższa od okazji, jakie można nabyć w dyskontach.
Tym razem przyjrzeliśmy się przez pryzmat różowych szkieł, sportowym okularom niemieckiego potentata - Rose Versand. Do sprawdzenia otrzymaliśmy 3 modele okularów. Dwa modele ze szkłami fotochromatycznymi oraz jeden tradycyjny z wymiennymi szkłami o różnym stopniu przepuszczalności światła. Sprzęt na nosie testerów gości od późnej wiosny, dlatego udało nam się wyjątkowo dobrze sprawdzić ich wartość użytkową. Jednocześnie koniecznie trzeba powiedzieć, że nasze "testówki" są jedynie wycinkiem z katalogu okularów Rose, który obejmuje kilkadziesiąt modeli, w tym czternaście sygnowanych logiem sklepu wysyłkowego.
Przygodę zacznijmy od "zwykłego" modelu RBS17 z wymiennymi szkłami dostępnego za kwotę 43 Euro. Opierając się na informacji na stronie Rose ta para okularów otrzymała rok wcześniej rekomendację znanego czasopisma MountainBIKE, z tym większym zaciekawieniem podeszliśmy do tematu. W komplecie w eleganckim etui otrzymujemy wymienne szkła pomarańczowe i przezroczyste. Dla przypomnienia "żółte i pomarańczowe" – poprawiają kontrast widzenia, najlepiej pod koniec dnia, nie zaleca się ich stosowania, gdy świeci słońce. Okulary, otrzymujemy w eleganckim etui z równie elegancką szmateczką mikrofibry oraz paskiem, który można założyć na zauszniki i który chroni naszą zdobycz przed utratą, np w morskiej bałtyckiej kipieli.
Ramka RBS17 została wytworzona z odpornego na uderzenia Grylamidu, czyli inaczej tworzywa sztucznego na bazie poliamidów o podwyższonej odporności mechanicznej (stosowany do produkcji kół zębatych). Taka profesjonalna nazwa każe z miejsca oczekiwać, że nasze binokle są lekie a przy tym idioto-odporne. Pierwszą tezę łatwo sprawdzić - równo 32 gramy, druga "wyjdzie w praniu".
Końcówki zauszników oraz nosek wykonano z antypoślizgowej gumy. W tym miejscu warto podkreślić pewną cechę wyróżniającą Rose na tle podobnej konkurencji. Otóż ramki z tworzywa sztucznego posiadają najczęściej nieregulowane "nanośniki", dlatego zdarza się, że takie okulary trudno dopasować do osób z wyjątkowo wąską lub szeroką nasadą nosa. W RBS17 nanośniki są regulowane, w prosty sposób można je rozgiąć lub ścieśnić w zależności od potrzeb.
A jak w praktyce sprawdza się ten cudowny sprzęt? Przede wszystkim zwracają uwagę duże jednolite szkła, a właściwie szkło, które zasłania całkiem pokaźną część twarzy. Wzornictwo RBS17 nie jest wymyślne, powiedziałbym nawet, że nieco trąci myszką na tle wymyślnych konstrukcji z kanałami wentylacyjnymi, klimatyzacją, mp3, etc itp. Tym niemniej wychodzę z założenia, że bardziej liczy się wartość użytkowa niż wizualna. W każdym bądź razie do nowego profilu soczewek musiałem się rzeczywiście przyzwyczaić, co trwało krótko. Ramka i szkła są faktycznie dobrze wykonane, nic nie skrzypi, brak zadziorów. Najważniejszy element, czyli szkła są równo "odlane" - obraz jest klarowny i ostry, brak też wyraźnych przekłamań - np. wyświetlacz elektroniczny wagi łazienkowej nadal pokazuje 116kg, choć wolałbym, aby ciemne szkła przyciemniły wynik do chociaż 110kg. Brakuje natomiast polaryzacji i powłoki "anti-fog", które powinny być standardem w sprzęcie tej klasy.
Soczewki są wyjątkowo dobrze przydymione - na tyle, że jazda w słoneczny dzień jest przyjemnością a nie utrapieniem. Zaletę dużych szkieł docenią wszyscy ci, którzy nienawidzą martwej strefy - spojrzenie przez ramię nie nastręcza problemów. Oprócz wygody, jedną z istotniejszych kwestii jest łatwość wymiany szkieł. W przypadku niemieckiego produktu, trudno mówić o jakiejś wyjątkowości. Podmiana jest poprawna. Tradycyjnie, za pierwszym razem człowiek obchodzi się ze sprzętem jak z jajkiem - nie wiadomo na ile można sobie pozwolić z odginaniem ramki. Okazuje się, że można....Każda następna operacja jest już łatwiejsza i szybsza.
Szkła pomarańczowe i przezroczyste cechują się taką samą, przyzwoitą jakością wykonania - trudno powiedzieć o nich coś więcej...może za wyjatkiem tego, że Działają i tyle...
Po kilku miesiącach intensywnego użytkowania, nie tylko podczas jazdy na rowerze, lecz także w normalnym życiu RBS17 zasługują na parę słów komentarza. Szkła sprawują się całkiem nieźle. Mimo wielu upadków powierzchnia soczewek nie jest wybitnie porysowana - drobne ryski są pojedyncze i nie dyskwalifikują binokli przed dalszym noszeniem. Nieco gorzej wygląda ramka. Chmmm...lepiej byłoby powiedzieć, że nie wygląda. Otóż, "Grylamid" nie jest przeciw-pancerny! Podczas jednego z wielu upadków, odpadł jeden z zauszników. Kłopot w tym, że były to drugie okulary w przeciągu kilku dni, które uległy identycznemu uszkodzeniu (pierwsze były innej, bardziej kultowej marki). Nie miałem zamiaru pozbywać się przyzwoitych "różyczek" z byle powodu, ale przyklejenie na supergluta mijało sie z celem. Pomysłowy Dobromir doradził jednak, żeby brakujący element zastąpić piankową osłonką na pancerze marki Decathlon - grubo i miękko. Okulary zbrzydły, ale za to funkcjonują idealnie, baaa, mam wrażenie, że są mniej wyczuwalne przy skroniach.
Przechodzimy do dwóch najciekawszych pozycji: okularów z soczewkami fotochromatycznymi, które są zbawieniem, dla osób nienawidzących żonglowania kolorowymi szkłami. Ustrojstwo, nie jest czymś zupełnie nowym, jednak nadal wzbudza wiele emocji. Otóż soczewki fotochromatyczne, w pomieszczeniach i przy niewielkiej ilości światłą są idealnie przejrzyste, zaś w słońcu pod wpływem promieniowania UV ciemnieją w ciągu kilkudziesięciu sekund. Po powrocie do zamkniętego pomieszczenia rozjaśniają się w niewiele dłuższym czasie. Zapewniają pełna ochronę oczu przed działaniem promieni słonecznych bez względu na stopień przyciemnienia i są równie skuteczne w stanie pełnej przejrzystości, lekkiego zabarwienia, jak i całkowitego zaciemnienia. Tyle teoria. A jak praktyka?
Pierwszym "do golenia" jest model PS 05. Nie będę silił się na kolejny długi opis, ponieważ ten model jest bliźniakiem wyżej opisywanych binokli RBS17. Jedyną różnicą jest teoretycznie niewymienna fotochromatyczna soczewka. W praktyce okazuje się oczywiście, że można bez problemu żonglować soczewkami między jednym i drugim modelem. Skoro opis mamy za sobą, przejdę do najważniejszej części - wrażliwości na światło słoneczne. Nie będę ukrywał, że jest to mój pierwszy kontakt z tego typu soczewkami i przyznam, że jestem pod wrażeniem. W pełnym słońcu pełne zaciemnienie od całkowicie "jasnego i przezroczystego" to kwestia kilkunastu sekund. Powrót do poprzedniego stanu jest jednak znacznie dłuższy - conajmniej półtorej minuty. Okulary doskonale sprawdzają się w słoneczne dni, choć trzeba przyznać uczciwie, że stopień szarości mógłby być mocniejszy - przynajmniej w porównaniu do ciemnej soczewki z modelu RBS17.
Jazda w lesie, gdy w wielu miejscach na szlaku mamy mocno zacienione miejsca nie jest męcząca, albo inaczej - można się spokojnie przyzwyczaić do pracy szkieł, choćby dlatego że potrzebują znacznie więcej czasu na rozjaśnienie. O wiele przyjemniejsze są większe "plamy słońca", ponieważ okulary przyciemniają się błyskawicznie. Ostrość widzenia jest także zadowalająca - trudno ocenić, czy np. takie Oakley'e są znaczące lepsze. O fotochromy trzeba dbać tak samo jak o zwykłe szkła. Te stosowane przez Rose są na szczęście porządne i ciężko je zarysować od byle upadku - to duża zaleta w kontekście 65 Euro, które trzeba wydać na tak bajeranckie okulary. Z drugiej jednak strony patrząc na niebotyczne ceny światowej konkurencji, zakup Rose będzie okazją :).
Drugą parą fotochromów, modelem PS 04 zaopiekował się kolega Artur, dlatego jemu oddaję głos:
PS 04 dostałem do testów troszeczkę niechcący. Otóż „zamówiłem” sobie do testów model RBS17 z wymiennymi szkłami w trzech kolorach, ponieważ będąc młodym okularnikiem lata temu, miałem dość nieudany kontakt z fotochromami i byłem negatywnie nastawiony do takich bajerów. Niestety z okularami jak z siodełkiem - musza pasować do facjaty. „Zamówione” RBS'y obnażyły brutalną prawdę, o ponadstandardowej wielkości mojej twarzoczaszki, gdyż piły mnie w skronie z intensywnością prowadzącą do bólu głowy. Litościwy kolega Michał zamienił się ze mną, z czego rad jestem po dziś dzień.
PS 04 wyposażone zostały w dość elastyczną ramkę, problem ugniatania jakiegokolwiek punktu mojej twarzoczaszki zupełnie nie zaistniał. Ramka jest elastyczna, ale nie miękka. Nie ma wrażenia wiotkości. Czarna guma od strony wewnętrznej zauszników świetnie trzymała nawet, gdy pot zalewał oczy. Nosek zbudowany jest ze sporej wielkości „grzebieniastych” gumek umocowanych na plastikowych pręcikach, na których mogą się obracać. Taki „zawór” bezpieczeństwa, który działa, bo ani ich nie zgubiłem ani nie załamałem.
Soczewki w „stanie jasnym” nie są zupełnie przeźroczyste a lekko przydymione. Zdarzało mi się jeździć w niech w nocy i nie odczuwałem z tego powodu jakiegoś dyskomfortu. Natomiast w pełnym słońcu nie ściemniają się do tego poziomu, jaki dają „normalne” szkła przeciwsłoneczne. Szybkość zmiany nie jest błyskawiczna, ale też nie miałem żadnej krytycznej sytuacji „oślepienia” przy wyskoczeniu z lasu czy też na odwrót - „zaciemnienia”. Myślę, że zupełnie dobrze w Rose PS 04 została wypośrodkowana szybkość zmiany oraz poziom zaciemnienia.
Reasumując, za kwotę około 230 PLN (54.95 Euro), dostajemy bardzo dobrze wyglądające i spisujące się okulary sportowe, które dodatkowo są dość odporne na mało delikatne traktowanie. Według mnie godne polecenia, szczególnie za te pieniądze.
Sami widzicie, krótko i na temat. Choć bardzo przyjemnie jest pokazać się w Ray Banach, Oakley'ach, Rudych Project'ach, to jednak wymaga to wydania sporej ilości "floty". Taki wydatek naturalnie zwróci się, lecz z drugiej strony jeśli można za o wiele mniejsze pieniądze kupić zupełnie przyzwoite okulary o zbliżonych parametrach, to gra jest warta świeczki. Rose zaproponowało produkt godny uwagi, nie wyzywający i nie odpustowy - taką namiastkę luksusu, która zadowoli klientów szukających sprawdzonych rozwiązań za rozsądne pieniądze, a nie ładnego napisu (nawet jeśli stoi za nim wyższa technologia). Jak sami widzicie (bez potrzeby zakładania okularów), produkty na nos z logiem Rose nie są cudem techniki, ideałem...lecz produktem dopracowanym w 100% na miarę naszych czasów i potrzeb normalnych ludzi. Przecież o to właśnie chodzi, nieprawdaż?
Napisy końcowe: Podczas testów nie ucierpiały żadne zwierzęta ani dinozaury. Redakcja Team29er dziękuje za pomoc Dinusiowi i Fredkowi za dzielne modelowanie.