Jedzie sobie kulturalnie człowiek za kimś, kogo czasem nawet dobrze zna i wie, na co go stać. Widzi jak pokonuje ostry łuk na pełnej przyczepności, a my naśladując jego ruchy i tor przejazdu walczymy o życie, częstokroć lądując poza trasą…wtf?!
Mateusz Nabiałczyk
Mamy sporo szczęścia – jedynie kilka drobnych obtarć i trochę strachu, który i tak już za nami. Podjeżdża kumpel na tych samych oponach, bo przecież kupowaliśmy razem i pyta, co się stało…a co kur#/\ nie widać?! Po chwili wytchnienia mózg dostaje odpowiednią dawkę tlenu i na spokojnie zaczynamy się zastanawiać, dlaczego te same gumy przy podobnych umiejętnościach i sprzęcie dały skrajny efekt.
Przyczyn może być wiele. Nim jednak zacznę swoje dyrdymały, ostrzegam, że nie znajdziecie tutaj porad typu „kup takie i takie opony, będzie idealnie”. Postaram się za to zwrócić uwagę na istotne aspekty, o których często nie mamy nawet pojęcia, a bezpośrednio wpływają na zachowanie całego roweru. Szczególnie widoczne jest to w trudnych warunkach na maratonie, gdzie jedziemy blisko siebie, na podjeździe jest czas trochę podglądnąć konkurencję i czasami zdarzy się przyuważyć rzeczy wręcz absurdalne, przeczące logice…płytkiej i krótkowzrocznej.
Szerokość – po 1. szeroka obręcz, o której już wspominałem przy okazji wcześniejszego artykułu. Po 2. szeroka guma, ale czy zawsze i wszędzie? Wg mnie prawie zawsze. Miejsce na ustępstwa widzę w przypadku bardzo lekkich osób, posiadaczy fulli nastawionych na robienie wyników, a także okoliczności skrajnie błotne, choć to ostatnie wymieniam raczej przez szacunek do utartego kanonu, który mówi, że opona mtb na błoto ma 1,5-1,8”. Bardzo prywatnie uważam, że najważniejszy jest szeroko rozstawiony bieżnik, który nie będzie się zalepiać i tworzyć z naszego lacia gładkiego slicka.
Jaka szerokość? W przypadku 29erów ogranicznikiem najczęściej i tak jest pojemność tylnych widełek. W dobrą konstrukcję wchodzi 56-58mm (2,2-2,3”) z sensownym zapasem na centrę i omawiany syf. Taki wymiar będzie idealny zarówno do nizinnego XC jak i górskich wyryp odcinkami kojarzonymi z osobnikami bez układu nerwowego, samokontroli i strachu…w skrócie DH.
Szerokość zapewnia niższe opory toczenia, komfort i przyczepność, jaką daje powierzchnia kontaktu z podłożem + niskie ciśnienie. Wąskie opony są do rowerów szosowych, gdzie tarcie przewyższają straty aerodynamiczne, choć i co do tego mam wątpliwości, szczególnie jako cięższy użytkownik polskich dróg aka szwajcarskiego sera.
Cały myk polega na tym, że większość opon robiona jest w taki sposób, że czołowa (srodkowa) wykonana jest z twardej gumy, która obniża opory toczenia i poprawia trwałość. Boki są z miękkiej mieszanki, a co za tym idzie, parametry są odwrotne, ale za to dają przyczepność, tak ważną w zakrętach. Jeśli używamy wąskich gum, a ważymy swoje, subiektywnie nieadekwatnie do założmy lacia 29x2.0, mamy 2 wyjścia – albo jeździmy na wysokim ciśnieniu i grabimy się z komfortu, po 3h jazdy nasze mięśnie są wykończone z powodu drgań, a nie wysiłku wkładanego bezpośrednio w pedałowanie, albo obniżamy ciśnienie i nawet jadąc na wprost dopuszczamy do głosu boczne klocki, które nie dość, że są miękkie, to jeszcze niemal zawsze wyższe. Efekt? Zawsze ten sam – jedziemy wolniej. Dlatego pozwalam sobie napisać – szerzej = lepiej.
Grubość ścianek – więcej materiału to większa masa, co zatem wybrać i kiedy? Cienkie boki często określane są mianem papierowych i to nie tylko z uwagi na omawiany parametr. Po prostu w takim układzie gumę zastępuje się kevlarowym oplotem, który wcale taki idealny nie jest. Nie dość, że drastycznie ogranicza zdolność tłumienia drgań, to jeszcze zwiększa ryzyko przecięcia, choć nie bezpośrednio, i zmusza nas do jazdy na wyższym ciśnieniu, gdyż opona gubi sztywność. Ponadto rośnie ryzyko problemów z montażem i jazdą na bezdętce. Jak to wygląda w praktyce? Guma Schwalbe, rozmiar 29x2,25 i dwie wersje – Evo i Snake Skin. Realna różnica w wadze to około 70-80g dla Ralphow, Rocket Ronów czy Nobby Niców. Wszystkie Evo mają problemy z uszczelnianiem ścianek bocznych, niektórzy nie potrafią sobie w ogóle z tym poradzić i odpuszczają temat. SS trzyma nawet bez użycia mleka (nie jeździłem tak, zrobiłem tylko na próbę). Boczki są wyraźnie sztywniejsze, opona daje odczuwalnie większy komfort, nie tylko psychiczny, a optymalne ciśnienie w moim przypadku spada z tyłu z 1,9 do 1,7 bara, z przodu z 1,5 do 1,3. Mój wybór? Więcej gumy!
No właśnie – ciśnienie. Ile razy słyszy się i czyta, jak jegomoście wymieniają zdania, np. w sektorze startowym, na temat barów w oponie i słyszy się wartości z 3 lub 4 przed przecinkiem…podnosisz wzrok, a chłopaki jak pół ciebie. Nie ganię, nie wartościuję, po prostu spróbujcie zjeżdżać w dół, aż dojdziecie do niezbędnego minimum.
No fajnie, zostań politykiem, albo zacznij rzucać konkretami…wartość minimum to granica bezpieczeństwa wyrażona wg mnie 2 prostymi warunkami – 1. brak dobić na zjazdach, 2. brak oponowego huśtania podczas pokonywania w tempie odcinków asfaltowych…po co ryzykować chorobą sierocą. Dla przedniego koła najczęściej jest to 0,2-0,3 bara mniej, choć sporo zależy od dysproporcji skoku zawieszenia przód/tył, środka ciężkości, opon itd., więc może dołożę bardziej obiektywny warunek – brak wyczuwalnego podwijania w zakrętach. Dla mającego 80kg ściganta na najczęściej spotykanym sztywniaku z amorem 100mm i sugerowanych oponach po przekroczeniu 2 barów zapalić powinna się lampka ostrzegawcza z podpisem „wtopa!”.
A jak dobrać komplet opon? Często decydujemy się na 2 identyczne sztuki…błąd, oczywiście wg mnie. Co prawda większość modeli jest kierunkowa i to niby ma załatwiać sprawę od ręki, ale jakoś objeżdżam kolejne sety i jestem innego zdania. Co mi przeszkadza, czego oczekuję? Gdy łapiemy uślizg tylnego koła, najczęściej idzie to doprowadzić, czasami wręcz pomaga to dokręcić/zacieśnić zakręt w efektowny, ale i efektywny sposób. Gdy ucieka przód? Najczęściej lecimy na zbity pysk, a jak nam się udaje to jakoś wyprowadzić, to doskonale wiemy, że było w tym więcej szczęścia, niż świadomej kontroli sytuacji. Ponadto tył generuje większe opory toczenia z uwagi na większy docisk. Jakie są proporcje? Mniej do więcej. To powinno wystarczyć, aby dać się przekonać do tego, że z przodu powinna znaleźć się guma o wyraźnie lepszej przyczepności. Przykładowe zestawienie to Nobby Nic + Racing Ralph, które w mojej ocenie jest idealne na 95% maratonowych tras MTB, podkreślam MTB. Rocket Ron* na tył się nie nadaje, na przód pasuje do kompletu z czymś gorszym trakcyjnie od Ralpha, np. będącym w połowie życia Renegadem (* - nie jeździłem na najnowszej wersji).
Czym warto się jeszcze kierować przy wyborze opon? Z przodu najlepiej sprawdzają się bieżniki w jodełkę (wypustki tworzą charakterystyczne strzałki >>>) o w miarę równej wysokości klocków we wszystkich rzędach. Z tyłu najlepiej zacząć od czegoś z dość gęstym środkiem (obniżenie oporów toczenia) i ‘ratunkowymi’ klockami bocznymi, które są wyraźnie większe od pozostałych, choć nie jest to wcale konieczne. Ritchey Shield czy Geax Saguaro doskonale nadają się na tył, pomijając szerokość tego 1., a są monowzorkowe. Fajnie natomiast, jeśli guma napędowa klocki ma ułożone bardziej poprzecznie.
Unikajcie też zakupów opon UST i próby ich łączenia z obręczami o ciasnym rancie, czyli w zasadzie wszystkimi współczesnymi dedykowanymi do bezdętki – być może w ogóle nie uda się wam dobrze ich założyć, a nawet jeśli ostatecznie zmagania zakończycie sukcesem to ilość przekleństw wypowiedzianych wcześniej będzie niewspółmierna.
Na koniec temat wypełniacza opon. Jeśli muszą to być dętki, to niech będą to modele 26” o masie około 140-160g – w zupełności wystarczają, są trwałe, tanie i łatwo dostępne. Wtrąceniowo, pół żartem, pół serio…po czym odróżnić kolarza od rowerzysty? Po preście.
Mleko Geax TNT Evo dystansuje konkurencję, niestety również ceną. Reszta jest okej, ale wypada wlać trochę więcej, ile? Kwestia nastawienia, czy ma uszczelnić boki, czy zadziałać w razie potrzeby. Myślę, że te 100-120ml będzie okej…aha i nie wlewajcie przez zawór jakimiś śmiesznymi lejkami, albo pompkami, tylko uchylcie rant i sruuu z literatki, byle nie tej od innych trunków.