Coraz więcej osób startuje w różnego rodzaju wyścigach rowerowych. Amatorów i wyczynowców na dwóch kółkach spotkacie na rajdach podwórkowych wokół piaskownicy, klasykach XC oraz najbardziej popularnych obecnie maratonach MTB. Wszystkich, bez względu na kondycję oraz rozmiar koła łączy jedno - wysiłek, spalone kalorie i konieczność "tankowania" paliwa, dlatego warto wiedzieć co i jak dolać do baku, aby jazda na rowerze była przyjemnością, a nie udręką.
Piotr Makowski
Mam kolegę. Oczywiście jest chory na cyklozę. Uwielbia się ścigać podobnie jak ja. Jednak z niewiadomych dla mnie przyczyn lubi kombinować z szeroko rozumianym odżywianiem. Gdy widzę, co i ile zjada przed wyścigiem, to oczy mi wychodzą na wierzch ze zdziwienia. Ale kto to wie? Może jednak ma rację. Wciąż jest wszak szybszy ode mnie. Pocieszam się jednak, że tak będzie tylko do czasu. Na jednym z ostatnich maratonów prawie udało mi się go dogonić. I to nie dzięki genialnym metodom treningowym tylko przez to, że kumpel do bidonu czy też bukłaka (nie pamiętam) zaaplikował sobie rozcieńczony z wodą sok jabłkowy… Spotkałem go bezpośrednio po wyścigu, gdy biegł do toalety. Efekt chyba książkowy. Trzeba wam, bowiem wiedzieć, że spożycie fruktozy, (której sok jabłkowy zawiera sporo) może prowadzić do biegunki. Gdyby trasa wyścigu była trochę dłuższa, to pewnie byłbym pierwszy na mecie. J
To nie jest jednak jedyny problem przy stosowaniu tego typu wynalazków. Sto mililitrów soku zawiera około 10 gramów cukrów, z czego około 4 gramów przypada na fruktozę. Przyjmijmy, że przygotowujemy litr „napoju izotonicznego” składającego się w połowie z wody a w połowie z soku. Otrzymujemy więc w takiej mieszance około 20 gramów fruktozy i 30 gramów glukozy (w uproszczeniu). Tak się składa, że fruktoza jest wchłaniania wyłącznie w wątrobie i tam zamieniana na glikogen lub tłuszcz. Jak się łatwo domyśleć, podczas maratonu potrzebujemy mieć paliwo głównie w mięśniach, wiec liczą się dla nas tylko te cukry, które mogą być przez nie wykorzystywane. W naszym przypadku jest to glukoza. Jeżeli nawet ktoś się uprze i wypije litr takiego roztworu w czasie godziny, to przyswoi sobie mniej niż połowę możliwej do wchłonięcia dawki paliwa.
Tymczasem można przygotować sobie napój izotoniczny zapewniający znacznie więcej korzyści. Sam stosuję jeden z łatwo dostępnych na rynku, ale rzeczywiście bardzo porządnych preparatów. W możliwej dla mnie do wypicia w ciągu godziny, 700 mililitrowej dawce, ma prawie 70 gramów węglowodanów (Vitargo), czyli praktycznie maksimum tego, co organizm może przyjąć i to w postaci bardzo dobrze wchłanialnej. Dodatkowo zawiera sód, potas, wapń i magnez. Warto nadmienić, że napój jest smaczny i nie zanadto słodki. Oczywiście można też radzić sobie inaczej. Napoje o mniejszej zawartości cukru można połączyć z żelkami lub batonami. Mi najbardziej do gustu przypadły żelki Sponsera. Używam ich dwa rodzaje. Pierwszy (Liquid Energy) zawierający w tubce 53 gramy węglowodanów z dodatkiem sodu i potasu oraz drugi (Liquid Energy Plus) na „trudniejsze chwile” – wzbogacony o kofeinę. Sprawdzają się znakomicie i co ważne na trasie maratonu, mają bardzo wygodny w obsłudze kapsel pozwalający na stopniowe zjadanie zawartości (dzięki temu poziom glukozy we krwi utrzymywany jest na mniej więcej stałym poziomie).
Dlaczego o tym właściwie piszę? Wydaje się przecież, że powinny to być sprawy oczywiste. Niby tak. Ale przecież tak wielu z nas zapomina o tych oczywistościach lub je lekceważy, a później narzeka na prześladujący nas pech. Sam niestety nie należę do wyjątków :), ale o tym i innych "rewolucjach" niebawem w kolejnej odsłonie dotyczącej suplementacji.