W moim życiu nastąpiła kolejna zmiana. Zmieniłam rower. A dokładnie ramę od roweru. Dla niewtajemniczonych nic wielkiego. Dla znawców - nowa era. Wiem, że parę osób czeka na tę relację, to też spieszę podzielić się wrażeniami z jazdy na Accent Peak 29, edycja 2013 rok.
Dorota Rajska
Znów nie doczekałam do końca choroby i wsiadłam na rower przedwcześnie. Ale ile można czekać, gdy nowy sprzęt wisi na haku a pogoda jeszcze dobra! Żeby nie kusić losu, że lada dzień spadnie deszcz postanowiłam już dziś wybrać się rowerem do pracy.
Dzień 1
Formy brak, wiatr w twarz, to też lekko nie było, ale i tak postaram się jak najobiektywniej przedstawić pierwsze wrażenia. Dzień #1, to droga do pracy, czyli łatwa jazda po warszawskich, płaskich ścieżkach rowerowych wysłanych kostką brukową. To mój pierwszy raz na tym rowerze stąd łatwiej mi dostrzec różnice z “Czarną Mambą”. Niestety, przy okazji wymiany ramy skróciłam też mostek, to też trudniej będzie mi porównać obydwa rowery. Skoncentruję się zatem tylko na nowej wersji, ale pewnych porównań w naturalny sposób nie uda się uniknąć.
Pierwsze, co zauważyłam, to że zsuwam się z siodełka do przodu. Ponieważ nie gmerałam przy nim, jedyny wniosek, który mi się nasuwa, to że rura podsiodłowa została bardziej "spionowana". Już przy pierwszych oględzinach wydała mi się mniej wygięta niż w “Czarnej Mambie”, co mogłoby się zgadzać.
Drugie wrażenie, to dobra reakcja na ruch kierownicą. Czyżby większa sztywność frontu? Zastanawiam się, czy krótszy mostek może pozytywnie wpływać na sterowność roweru. Z pomocą przybywa kolega po fachu, tłumacząc, że to sprawa nowego kształtu i długości główki ramy. Niższa główka wymusza niższą pozycję, a więc lepszą kontrolę. Z kolei trapezowy kształt dodaje sztywności całej konstrukcji. Coś w tym jest...
Cóż, o jeździe do pracy wiele ciekawego napisać się nie da, toteż nie będę się dalej rozwodzić nad tematem.
Dzień 2
Jest super! Udaje mi się pokonać mój odwieczny “problem”. Wąski, stromy podjazd po rampie dla wózków. Nigdy wcześniej nie dałam rady. Jestem dumna jak paw! Rower świetnie podjeżdża. Każde nadepnięcie na pedał daje oczekiwany efekt. Przednie koło przez chwilę trochę ucieka - to pewnie wina krótkiego mostka - ale udaje mi się nad tym zapanować wychylając się bardziej do przodu.
.... i kolejne dni
Niestety, oprócz dojazdów do pracy i z powrotem nic ciekawego w moim rowerowym świecie ostatnio się nie dzieje. Nie znaczy to, że jest zupełnie beznadziejnie. Pogoda sprzyja a ja za każdym dniem odnoszę wrażenie, że droga do pracy jest coraz krótsza. Jest mi z tego powodu rzetelnie przykro... Po prawie miesięcznej przerwie jazda na jednośladzie bardzo poprawiła mój humor i samopoczucie, więc w zasadzie wszystko co od tej pory piszę, może być widziane przez “różowe okulary”. Niestety, nie udało się powtórzyć sukcesu z dnia 2 - czyli mitycznego podjazdu. Dwa schodki przed końcem stawiam nogę na ziemi. Coś z głową chyba szwankuje.
Co mi się natomiast podoba mniej, to fakt, że przewód hamulca bardzo trze o amortyzator. Muszę to czymś okleić albo poprosić męża, żeby “coś z tym zrobił”. Z przyjemniejszych aspektów, kolejne osoby potwierdzają zwrotność maszyny. Duma raz jeszcze mnie rozpiera.
Jakiś czas później...
Nareszcie w lesie!
A potem...
Długo oczekiwany wypad i kolejna bariera pokonana. Stromy zjazd poorany korzeniami tworzącymi uskoki - możnaby powiedzieć, że "dropy" (kwestia skali). Obawiałam się, czy przy nowej niskiej główce nie zaliczę OTB ale udało się bez przykrych niespodzianek. Mokre liście i luźne patyki nie stanowiły problemu dla moich Racing Ralphów. Czułam się jak w Landroverze. (Zdjęcie poniżej zrobione w tym samym miejscu jakieś 3 tygodnie później).
Nareszcie śnieg!
Uwielbiam śnieg. A najbardziej w połączeniu z rowerem. Ten skrzyp, który wydobywa się spod opon... Nie ma dla mnie lepszej zabawy.
Do tej pory przejechałam na nowym Peak’u 2 ponad 350 kilometrów, ale zimową porą rower naprawdę mnie zaskoczył. Zachowuje się świetnie. Oczywiście, ślizga się, przewraca i robi różne psikusy, ale daje się nad nim zapanować. Myślę, że gdybym miała lepsze opony - takie "traktorki" - byłoby jeszcze fajniej.
Abstrahując od samego Peak’a, byłam miło zaskoczona o ile łatwiej jeździ się twenty-ninerem w puchu (puszku). Rower jedzie jak czołg. Dużo łatwiej niż na 26”. Ponieważ cały tekst był raczej ubogi w zdjęcia, pozwolę sobie wrzucić galerię poniżej.
Ostatecznie skończyło się to wszystko dla mnie kontuzją
Złamałam paznokieć...